Ambasador USA wpływa na kształt polskiej listy leków refundowanych? „Fakt” pisze o milionach złotych
Choć niektórzy komentatorzy na Twitterze piszą już o „aferze lekowej”, w rzeczywistości nie ma tu sensacyjnych, ukrytych mechanizmów. Jest za to jawnie głoszona polityka USA, której według dziennikarzy „Faktu” podporządkował się polski rząd. Prezydent Donald Trump od początku swojej prezydentury stawia na umacnianie pozycji amerykańskich firm i przerzucanie kosztów na partnerów handlowych Stanów Zjednoczonych. Pod koniec października zajmował się cenami leków. W listopadzie w sprawie firmy Genentech do polskiego Ministerstwa Zdrowia napisała z kolei ambasador Mosbacher. Twierdziła, że firma „mogła zostać potraktowana niesprawiedliwie przy niektórych decyzjach”.
Georgette Mosbacher miała na myśli decyzję o braku leku Tecentriq na aktualizowanej co dwa miesiące liście leków refundowanych. Dokument przesłany ministra Łukasza Szumowskiego otrzymał także premier Mateusz Morawiecki oraz ambasador Szwajcarii w Polsce Joerg Burri. Ambasador USA w swoim liście powołała się na pozytywną ocenę Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (AOTMiT) oraz rekomendację wiceministra Marcina Czecha. Po dwóch miesiącach od tej interwencji, lek został wpisany na listę.
Anonimowy rozmówca „Faktu” przekazał, że Tecentriq został odrzucony przez Komisję Ekonomiczną. Przyczyną miało być niedoszacowanie kosztów i zbyt mały zaproponowany rabat. Eksperci z branży mieli też przyznać, że warunki refundacji tego leku są „skrajnie złe dla budżetu”. Gazeta zwraca uwagę, że po kilku miesiącach NFZ będzie ponosić „bardzo wysokie koszty” refundacji tego leku (w tytule pisze o „milionach”). Przypomina też, że o dopłacaniu koncernom lekowym przez Polskę informowała już wcześniej.